środa, 20 luty 2019 07:17

Z mysiej perespektywy

Napisała
Z kwiecistej łąki na hałdy odpadów

Chciałbym jeszcze dziś poplotkować o bocianach na wysypiskach śmieci. Docenić ich zalety i wytknąć ich niedostatki i przywary. A wszystko to dlatego, że ich jeszcze nie ma. Już co prawda zbierają się , niektóre pakują manatki, a inne już są w drodze. To ostatnie odliczanie zanim na naszym polskim niebie pojawią się te charakterystyczne sylwetki. A najlepiej plotkować o nieobecnych...

Próby z gniazdami

Leżąc wśród odpadów inaczej postrzega się ptaki, można zobaczyć zupełnie inny charakter stworzenia, zupełnie inną „twarz” (jeżeli przy skrzydlatych istotach w ogóle można się tak wyrazić). Tu na śmieciach bocian biały już raczej nie jest biały – to zdecydowanie bocian… szary.  Piękny, wypracowany przez lata, symboliczny i pomnikowy wręcz wizerunek kroczącego dumnie ptaka w naszych barwach narodowych pośród malowniczych łąk zielonych, pól malowanych zbożem rozmaitem itd., tym razem  lekko się deformuje niczym w krzywym zwierciadle. Tu przy odpadach brudne bociany biegają jak kury. Wyciągają i wygrzebują niezbyt apetyczne, przegniłe i nieświeże pozostałości z naszych stołów. W dzikim, ślepym amoku możliwości pozyskania łatwej zdobyczy rozrywają swoimi dziobami foliowe worki i łapczywie łykają plastry wędlin, kawałki kiełbas, serów i co im tam jeszcze w dziób wpadnie: a to kawałek kurczaka, jakieś zlewki, sosy. Bociany umorusane, zachłanne, mało płochliwe. Bardziej tu przypominają jakieś sępy przy padlinie, niż dostojne wiejskie, znane z obrazków i malowideł, ptaki. W dodatku ściągają na wysypisko gromadnie, czasami nawet na niewielkim 30 ha placu tłoczy się ponad setka amatorów śmieciowej jadłodajni. Spłoszone ptaszyska krążą nad placem bądź przenoszą się na okoliczne latarnie, słupy, dachy zakładowych budynków. Większość też w taki sposób nocuje zupełnie nie opuszczając obszaru wysypiska. Prawdopodobnie głównymi beneficjentami życia w tym „śmieciowym raju” są bociany młode i nielęgowe, które grupując się w takich miejscach korzystają z trochę łatwiejszego życia. Na terenie  zakładu na stelażu budynku kompostowni pojedyncze pary nawet próbują nieśmiało znosić materiał i konstruować trochę nieporadnie gniazda. Stoją później uparcie i dumnie w tych swoich skąpych konstrukcjach  imitując trochę rodzinne zachowania. W ubiegłym roku były dwa takie „pół-gniazda”, w tym roku już cztery pary urządziły sobie taki poligon doświadczalny. Instynkt budowania i zakładania gniazda dochodzi do głosu. Mam nadzieję, że w przyszłym sezonie o rok mądrzejsze i podbudowane swoim zakładowym doświadczeniem boćki założą właściwe gniazdo już w zdecydowanie bardziej dogodnym miejscu, tam gdzie statystyczny, krajowy bocian powinien się ze swoją konstrukcją  rozlokować.

Odpoczynek

Wylegując się na miękkich hałdach śmieci zupełnie inaczej postrzega się bociana ogólnie, takiego jakim jest. To jest zerkanie na potężnego ptaka z perspektywy myszy, kreta, jaszczurki, czy żaby. To położenie, z którego nie można spojrzeć dla tak pokaźnego ptaka bezpośrednio w oczy. Można obserwować tylko jego patykowate nogi, które brodzą w stertach odpadów. Nawet większy organizm, taki jak ja, wówczas błyskawicznie nabiera respektu przed skrzydlatym stworem. W końcu leżąc zaplątany i owinięty w przeróżne siatki i inne maskujące atrybuty staje się zupełnie bezbronny i bezradny. Widok sunących w moim kierunku szeroką ławą sześciu, nieświadomych obecności ludzkiej sylwetki, bocianów robi wrażenie. Ptaki niczym mechaniczne, bezwzględne roboty przeczesywały śmieciową pulpę, a gdy zbliżyły się na granice zasięgu swojego atrybutu nawet przeszedł przez ciało delikatny dreszcz emocji. W końcu tym razem przed oczami miałem już błyszczący w słońcu, potężny, czerwony dziób, który wisiał mi nad głową niczym miecz Damoklesa. A kto mi w końcu zagwarantuje, że wystający przez siatkę mój przyduży i lekko kulfoniasty nos nie objawi się dla bociana, jako tłusty i całkiem treściwy robak, którego tylko dziobnąć i przełknąć. I właśnie o ten swój nos martwiłem się najbardziej, ale zupełnie zdekonspirować się też było szkoda. Na szczęście bociany minęły mnie dosyć sprawnie, jednak gdy były z tyłu również czułem dyskomfort. Tym razem nie miałem już żadnej kontroli, a ich zachowanie mogłem ocenić  jedynie po wydłużonym cieniu ptaków, który rzucało na wysypisko zachodzące słońce. Odbicie przesadnie wyolbrzymiające „oprzyrządowanie” bocianów mogło wzbudzić respekt. Nie dziwię się myszy, nie dziwię się kretom. Ten sielski bociek to rzeczywiście… mocny przeciwnik.
Po każdym sezonie zawsze miałem obawę, że „śmieciowe” bociany pławiąc się w swoim szczęściu i żywieniowym luksusie zaniechają wędrówki, a osłabiona w ten sposób moc instynktu wywiedzie jednego z drugim na manowce. Pojedyncze ptaki jeszcze widywałem na początku września, ale na szczęście jak dotąd obawy były na wyrost. Na  zakładowym wysypisku nie było jeszcze prób zimowania rozleniwionych bocianów. Wszystko jednak się zmienia, świat staje na głowie, ptasie przyzwyczajenia, zachowania i instynkty również ulegają przeróżnym modyfikacjom i przekształceniom. Trudno ocenić jak będą w przyszłości funkcjonować rodzime bociany. Póki co, jeden element całej układanki jest stały i niezmienny – pan ochroniarz z zaprzyjaźnionego zakładu, który wciąż bezradnie próbuje mnie namierzyć na składowisku…