Jednak mimo naszych słusznych sprzeciwów chroniących pozytywny wizerunek kruków trzeba przyznać, że twórca tego powiedzenia musiał być wnikliwym obserwatorem przyrody. Warto bowiem zwrócić uwagę również na pozytywne aspekty. W końcu używając stwierdzenia "kruk krukowi oka nie wykole" w stosunku do określonej grupy podkreślamy tym samym jej dobrą organizację, współdziałanie, skuteczną realizację celów, kolektywność. Pomijając negatywną konotację można zatem powiedzieć, że to obraz wzorcowej i zgranej ekipy. Kruki to rzeczywiście ptaki, które najlepiej funkcjonują w grupie, stadzie, między swoimi. Mają niezwykle rozbudowane struktury społeczne. Ptaki, które tworzą pary nie izolują się od reszty. Otaczają się sąsiadami, znajomymi, kuzynami... Młode kruki - kawalerowie i panny - trzymają się w większych grupach. Ptaki ostrzegają się wzajemnie, informują o zagrożeniach, ale i o źródłach pożywienia. Wspólnie nocują, mają wyznaczonych zwiadowców i informatorów. A wszystko to funkcjonuje w oparciu o skomplikowane zależności i układy, o których zapewne jeszcze wszystkiego nie wiemy.
Jedno jest pewne! Kruk bez kruka to połowa, albo i ćwierć wartości. Krucze stado to rodzina, krewni, znajomi, kumple i sąsiedzi. To zgrany i zdyscyplinowany organizm: jak podstawowa jedenastka drużyny piłkarskiej Realu Madryt (lub jak kto woli FC Barcelona), jak czterech pancernych i pies, lub jak Timur i jego drużyna. Oczywiście, jak to w grupie bywa - nie zawsze jest słodko. Konflikty, utarczki i przepychanki są jednak niezbędne przy ustalaniu hierarchii...
Leżąc na środku placu składowiskowego w ZUOK-u liczyłem po cichu na możliwość bliższej obserwacji tych ptaków i wykonania kilku ciekawych zdjęć. Kruki to ptaki nieufne i omijają człowieka tak szerokim łukiem, jak tylko się da. Wiele osób myli je ze spacerującymi po miejskich chodnikach i trawnikach gawronami i kawkami. Bardzo często wszystko co czarne, ma skrzydła i w jakiś sposób kracze wrzuca się do jednego worka pod szyldem "kruki". A tymczasem prawdziwego kruka w mieście trudno wypatrywać. Nawet zimą, gdy sytuacja przyprze je do przysłowiowego muru, duże skupiska ludzkie są dla nich barierą nie do przeskoczenia. Powie ktoś: "a kto by te wszystkie czarne ptaszydła rozpoznał: kruk, gawron, kawka - wszystko jedno". Zaręczam więc, że kroczący wzdłuż ulicy, czy chodnika kruk rzuciłby się w oczy nawet dla największego ornitologicznego dyletanta. To ptak potężny, okazały, większy nawet od drapieżnego myszołowa. Duża głowa, masywny, olbrzymi dziób, służący do rozłupywania, przebijania, rozrywania to atrybuty największego przedstawiciela rodziny. Wymiary również mówią same za siebie: rozpiętość skrzydeł - do 140 cm, długość ciała - ok. 65 cm, a waga może dochodzić nawet do 2 kg.
Leżę więc tak sobie wśród odpadów i czekam. Z prawej strony wdzięcznie zerka na mnie męski trampek z rozdziawioną podeszwą niczym paszczą rekina. Żeby zbliżyć się do kruków trzeba je przechytrzyć, a to nie jest wcale zabieg prosty. To ptaki niezwykle inteligentne i sprytne. Można by rzec, że to ptasia arystokracja, taki creme de la creme ... Według niektórych przyrodników - badaczy kruki pod względem inteligencji dorównują człekokształtnym szympansom. I w dodatku mają na to dowody, mają na to papiery! Kruki potrafią się uczyć, napotykając na określoną przeszkodę, czy problem bardziej doświadczone kruki są w stanie wybierać alternatywne rozwiązania. Wyższy stopień inteligencji to też umiejętność korzystania z narzędzi, to pomysłowość! Ptaki, które mają problem z rozłupaniem kości lub orzecha lecą nad ruchliwą szosę i rzucają je z pod nadjeżdżające pojazdy. Czasami już sam upadek z wysokości na beton lub asfalt może spowodować ich rozkruszenie. Jeżeli jednak tak się nie stanie cierpliwe ptaki będą czekały na efekt pracy masywnych pojazdów. W celu obrony młodych w gniazdach dorosłe osobniki potrafią ułamywać kawałki gałązek i bombardować nimi wspinającego się intruza. Niejeden ornitolog obrączkujący młode kruki oberwał w taki sposób po głowie. A tak nawiasem mówiąc to jeden z drugim sobie na to zasłużył. Przecież kruki ich do siebie wcale nie zapraszały... W końcu inteligencja kruków przejawia się również w podejmowaniu zachować, które można określić mianem zabawy, to jest wykonywanie czynności bezproduktywnych, bez których ptak mógłby się obyć i mógłby funkcjonować. I tak kruki chętnie upuszczają w trakcie lotu przedmioty, które później starają się złapać, wykonują przeróżne akrobacje i ewolucje w locie, które nie stanowią zachowań godowych, a także ślizgają się w zimie na brzuchu, zjeżdżając z górki po śniegu, jak na sankach... Tak jak u ludzi, u kruków również zabawy to domena młodszego pokolenia. Choć zdarza się, że i pary dorosłych kruków w chwilach euforii, rozprzężenia i relaksu "bawią się" w powietrzu, korzystając ze swoich możliwości i umiejętności swobodnego poruszania się w przestworzach...
A ja dalej leżę i leżę i leżę. Żeby trochę oswoić kruki trzeba spędzić w ukryciu mnóstwo czasu. Wchodząc na teren zakładu spłoszyłem całe stado ok 50 osobników. To były kruki ze Spytkowa i okolic. Wśród stada przebywały zarówno pary z młodymi, były dorosłe osobniki bez potomstwa oraz młodzież. Wysypiska śmieci przyciągają wszystkich bez wyjątku. To dla tych ptaków prawdziwa gratka, restauracja, możliwość szybkiego i łatwego posiłku, w dodatku gotowego do spożycia na miejscu, jak i na wynos. A że są wszystkożerne to wśród odpadów zawsze sobie coś wartościowego wynajdą. W czasie żerowania w stadzie kruków nie widać większych kłótni i awantur. Hierarchia jest ściśle określona i w większości wszystkie ptaki się kontrolują i wiedzą na co mogą sobie pozwolić. Co ciekawe pracownicy ZUOK-u skrupulatnie sortują odpady i na plac trafia już sam, wydawałoby się, bezużyteczny "towar". Jednak dla kruków to jest nadal materiał nadający się do szczegółowej analizy. Ale to jest już zasługa kruczego zmysłu i inteligencji. Gdzie nam się ludziom do nich równać!!!
Na mój widok ptaki nie rozpierzchły się w panice byle dalej od zakładu, tylko wycofały się na "z góry upatrzone pozycje". Na straży pozostali wartownicy, zwiadowcy i informatorzy, którzy pozajmowali stanowiska na okalających plac wysokich drzewach. Co chwilę jeden z nich wykonywał lot patrolowy przyglądając się z ciekawością ukrytej w śmieciach ludzkiej sylwetce. Za każdym razem była przekazywana donośna i wyraźna informacja dla pozostałych. Coś w rodzaju: "jeszcze leży", lub "pierwszy raz widzę tu takie dziwactwo", a może i "udaje padlinę, ale nie bądźcie naiwni - on się trochę rusza". Oczywiście wszystko wykrakane w kruczym języku.
Dopiero po dwóch godzinach w zasięgu mojego obiektywu wylądował jeden z tych potężnych, czarnych ptaków. Okazał się nim być młody kruczek, który sylwetką i postawą przypominał już swoich rodziców. To był czerwiec. Kruki przystępują do lęgów bardzo wcześnie, bo już na przełomie lutego i marca. Wysiadywanie trwa ok 3 tygodni, zaś młode opuszczają gniazdo po 5-7 tygodniach. Pod koniec czerwca "pierwszoroczniaki" wyglądają już całkiem dorodnie. W zachowaniu widać jednak brak doświadczenia. Wyrywny maluch dał się nabrać na mój "śmieciowy" kamuflaż. Przez chwilę przyglądał mi się z ciekawością. Jednak już za moment głód wziął górę i młodzian przystąpił do poszukiwań ukrytych smakołyków. W jego śmiałych poczynaniach nie było przezorności, tak charakterystycznej dla tego gatunku. Młody kruk był jednak nieco rozkojarzony. Przystawał co chwila z rozdziawionym dziobem i nasłuchiwał nawoływań dorosłych. Rodzice w końcu nie wytrzymali nerwowo i mimo pewnej niepewności i obawy dołączyli do swojego niesfornego i nieposłusznego kruczka, który samowolnie oddalił się reszty. Miałem więc już przed sobą trzy kruki.
Teraz trzeba było zachować spokój i leżeć nieruchomo. Nie było to wcale łatwe, gdyż jak to wśród odpadów bywa do gry włączyły się również organizmy odpowiedzialne za rozkład. Po krótkiej chwili oblazły mnie dziesiątki, a może i setki owadów, które bez żadnych skrupułów i zahamowań zaczęły zwiedzać wszelkie zakamarki mojego ciała. Zerknąłem dyskretnie na aparat, na którym siedziało już kilkadziesiąt takich stworzeń, To były milimetrowe białe mróweczki lub jakieś inne pajączki, o których istnieniu mało kto ma jakiekolwiek pojęcie. Były natomiast bardzo dynamiczne. Aby nie spłoszyć ptaków musiałem zachować spokój, jednak gdy "białasy" zapuszczały się w niektóre, bardziej wrażliwe rejony odruch stawał się mimowolny. Dobrze, że wiał dosyć silny wiatr, więc od czasu do czasu mogłem falować wraz z mocniejszym podmuchem.
Niestety przy organizmach próbujących rozłożyć moje (jeszcze całkiem do rzeczy) ciało trudno czerpać przyjemność z obcowania z naturą. Szczególnie z tak bezpośredniego kontaktu. Coraz częściej się kręciłem i odpędzałem natrętów, co było jednak walką z góry przeze mnie przegraną. Dostrzegły to i kruki, które kategorycznie nakazały młodemu natychmiastową ewakuację. Całe doświadczenie było jednak na plus dla kruczej rodziny. Rodzice mieli okazje do udzielenia potomkowi odpowiedniego instruktażu będącego przestrogą przed człowiekiem oraz jego dziwnymi zachowaniami.
Morał dla młodego był następujący: omijaj ludzi i trzymaj się od nich z daleka, to nieprzewidywalne istoty, człowiek nawet człowiekowi oko wykoli, a co dopiero dla kruka...
Krzysztof Pawlukojć